Relacje uczestników Akcja 2013

Po raz czwarty w Komarnie i pierwszy raz w Żytomierzu

Gimnazjaliści z Wiązowa od czterech lat czynnie uczestniczą w akcji "Mogiłę pradziada ocal od zapomnienie", której celem jest ratowanie kresowych nekropolii i kultywowanie pamięci o ziemi naszych przodków. 3 lipca br., wolontariusze: Magda Beń, Natalia Szałańska, Ewa Sawczyńska, Magda Krems, Karolina Kozak, Kacper Kulicki, Radek Mazurkiewicz i Wojtek Tomczyk wraz z opiekunami - Edwardą Derkowską i Bogumiłą Hołowatą - wyjechali do Komarna, by kontynuować rozpoczęte w poprzednich latach prace porządkowo-renowacyjne na tamtejszym cmentarzu katolickim oraz rozpocząć podobne prace na cmentarzu w Żytomierzu.

KOMARNO

4 lipca w godzinach rannych dotarliśmy do Komarna i jak zwykle zamieszkaliśmy u zaprzyjaźnionej rodziny Mihułków. Jeszcze tego samego dnia bardzo życzliwie przyjął nas mer miasta Taras Iwanickij i zostaliśmy zaproszeni do zwiedzenia miejscowej szkoły artystycznej. Nie obyło się również bez krótkiego powitania z mieszkającymi tam rodakami. Dla nich zawsze jesteśmy cząstką ojczyzny, więc niecierpliwie czekali na nasz przyjazd. Po powitaniach trzeba było zakasać rękawy i zabrać się do pracy, a nie mieliśmy zbyt wiele czasu, gdyż na tym cmentarzu pracowaliśmy tylko przez dwa i pół dnia.

Cmentarz w Komanie jest to cmentarz stary, założony - sądząc z dat zachowanych na nagrobkach - w I połowie XIX wieku. Jego stan jest niezły. Być może przypisać to należy używalności kaplicy cmentarnej, jako kościoła parafialnego. Jest to typowy cmentarz wiejski, bez śladów rozplanowania przestrzennego - nagrobki wyrastają wprost z murawy.

Podobnie jak w latach poprzednich nasze prace, na komarnieńskim cmentarzu, polegały na karczowaniu terenu, koszeniu, czyszczeniu pomników, renowacji tablic nagrobnych, stawianiu przewróconych krzyży i nagrobków. Nie było łatwo, bo było upalnie i trzeba było szukać schronienia w cieniu. Mimo bardzo wysokiej temperatury przez trzy dni pracowaliśmy wytrwale, a efekty naszej pracy były widoczne i doceniane przez wszystkich mieszkańców Komarna. Warto dodać, że pobyt w Komarnie po raz kolejny był to dla nas nie tylko czasem ciężkiej pracy, ale czasem głębokich wzruszeń wynikających ze spotkań z miejscowymi Polakami, z którymi się zaprzyjaźniliśmy i którzy są naszą drugą rodziną. To od nich możemy się uczyć patriotyzmu, szacunku do mowy ojczystej, wiary i tradycji.

W niedzielę, po uroczystej mszy św. i obiedzie wydanym dla nas przez mera miasta, udaliśmy się w dalszą drogę. Czekała nas daleka podróż, bo przed nami było ponad 450 km. Po drodze zwiedziliśmy zamek w Olesku, w którym w 1629r. urodził się Jan Sobieski. Szkoda było opuszczać to przepiękne, historyczne miejsce, ale czekano na nas w Żytomierzu i do pokonania mieliśmy ponad 350 km. Warto dodać, że trasa, którą pokonywaliśmy dostarczała niezapomnianych wrażeń wzrokowych. Wzgórza porośnięte bujną roślinnością albo bezkresne równiny, aż chciało się zaśpiewać: "Stepie szeroki, którego okiem nawet sokolim nie zmierzysz...".

ŻYTOMIERZ

Żytomierz - cel naszej podróży - wchodził w skład Rzeczpospolitej do II rozbioru, a tamtejszy cmentarz porównywany jest do lwowskiego Łyczakowa oraz wileńskiej Rossy i bez wątpienia jest to najważniejsza polska nekropolia na dawnych Kresach Wschodnich. Spoczywają tu m.in. rodzice Stanisława Moniuszki i Ignacego Jana Paderewskiego oraz jego siostra pochowana gdzieś w bezimiennym grobie. Dziś cmentarz jest wielką zieloną wyspą nad brzegiem rzeczki Kamionki. Niemal cały porośnięty jest drzewami, a w niektórych miejscach roślinnością krzewiastą oraz pnączami do tego stopnia, że wygląda jak równikowa dżungla, z której niczym ruiny inkaskich budowli wystają krzyże i grobowce.

W tym niezwykłym, historycznym miejscu mieliśmy zaszczyt pracować i ratować od zapomnienia ślady polskości. Szczerze trzeba przyznać, że było ciężko, a momentami bardzo ciężko. Doskwierał upał i coraz częściej czuliśmy zmęczenie. Pot lał się z nas strumieniami, pojawiały się pęcherze na dłoniach, ręce i nogi były podrapane do krwi kolcami akacji i jeżyn, ale dawaliśmy radę. Satysfakcja z każdego "odnalezionego" nagrobka czy wykarczowanego skrawka cmentarza napawała nas dumą. To przecież był "nasz cmentarz" i czuliśmy się za niego opowiedziani. I tak krok po kroku, skrawek tej pięknej nekropolii odzyskiwał swój dawny blask. Codziennie z uśmiechem na twarzy witała nas na cmentarzu p. Ludmiła - starsza Polka, która całe dnie spędza w tym miejscu i z uporem maniaka ratuje zapomniane mogiły.

A mieszkający tam Polacy? Oj, dużo by pisać o życzliwości i gościnności naszych rodaków oraz ich dumie z tego, że są Polakami. Siostry od Aniołów, u których mieszkaliśmy, miały nie tylko anielską cierpliwość, ale i wielkie anielskie serca. Jak trzeba było, to siostra Teresa Jakubowska była naszą przewodniczką po Żytomierzu, a w wolnych chwilach opowiadała jak się tu mieszka i żyje. To dzięki niej 8 lipca wzięliśmy udział w uroczystościach odpustowych w kościele p.w. św. Jana z Dukli, którym przewodniczył ks. bp Stanisław Szyrokoradiuk ordynariusz diecezji łuckiej Kościoła Rzymskokatolickiego.

Już od pierwszego dnia pobytu w Żytomierzu mogliśmy liczyć na wsparcie i pomoc p. Wiktorii Laskowskiej-Szczur, prezes Żytomierskiego Obwodowego Związku Polaków na Ukrainie. Pani Wiktoria dołożyła wszelkich starań, aby pobyt w Żytomierzu nie kojarzył nam się tylko z pracą i cmentarzem. Dzięki jej staraniom odwiedziła nas telewizja lokalna, a wiadomość o naszym przyjeździe i naszej pracy odbiła się szerokim echem wśród rodaków. Zwiedziliśmy najciekawsze miejsca w Żytomierzu i miło spędziliśmy popołudnie w siedzibie Związku Polaków. Zwerbowana przez nią młodzież polskiego pochodzenia przychodziła i pomagała nam w tej niezwykle ciężkiej pracy. A w czasie wolnym były wspólne wypady do miasta i rozmowy, którym nie było końca. Młodzi ludzie z Żytomierza marzą o tym, aby mogli studiować i zamieszkać w Polsce, bo dla nich Polska to sacrum. Chciałoby się rzec za wieszczem: "...Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, Kto cię stracił".

Bardzo ucieszyły nas odwiedziny p. kurator Beaty Pawłowicz i redaktor Grażyny Orłowskiej-Sondej. Opowiadaliśmy im o swojej pracy, dzieliliśmy się wrażeniami. Niby takie zwykle spotkanie w czasie pracy, a jednak niezwykłe, bo uczniowie szczerze i otwarcie mówili o pracy na cmentarzach oraz o swoim pierwszym spotkaniu z ziemią przodków. A wrażenia niesamowite - Ewa rozmawiała z siostrą swojej prababci, a Magda odnalazła i uporządkowała mogiłę prapradziadka! Miłym zaskoczeniem dla nas była wizyta konsula Damiana Ciarcińskiego, który przyjechał do nas aż z Winnicy, aby nam podziękować za pracę i zaangażowanie. Czuliśmy się ważni i mieliśmy świadomość, że nasz trud i wysiłek nie idą na marne, że jesteśmy tam potrzebni.

Wieczorem 11 lipca wspólnie z młodzieżą z Legnicy - która również pracowała na tej nekropolii - spotkaliśmy się na pożegnalnym grillu u ks. Jarosława Olszewskiego, proboszcza parafii Miłosierdzia Bożego w "polskiej dzielnicy" - na Malowance. A następnego dnia rano, w strugach deszczu opuszczaliśmy Żytomierz. Ostatnie pożegnania, otarcie łez i w drogę. Żal było wyjeżdżać, bo pokochaliśmy to miejsce i ludzi tam mieszkających z całego serca.

Przed powrotem do kraju jeszcze nocleg w Brzuchowicach u zaprzyjaźnionego księdza Eugeniusza i kilka godzin na zwiedzenie Lwowa. Ach, ten Lwów! Kto w nim nie był, nigdy nie zrozumie jego magii i uroku. Nie przeszkadzała nam ulewa i kałuże, wszak Lwów i w słońcu, i w deszczu jest piękny. Spacer po rynku, Opera Lwowska, katedra, pałac Potockich i sklepiki z pamiątkami to było to, na co czekaliśmy. Niestety ulewa uniemożliwiła nam zwiedzenie cmentarza na Łyczakowie, ale mamy nadzieję, że za rok pojedziemy do Lwowa i odwiedzimy ten skrawek Polski, który w nim pozostał.

Do domu wróciliśmy z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Żal było wyjeżdżać zarówno z Komarna jak i z Żytomierza. Mamy jednak nadzieję, że w przyszłym roku tam powrócimy, by kontynuować rozpoczęte prace.

Edwarda Derkowska

Komarno

(aby powiększyć - kliknij w zdjęcie)

Żytomierz

(aby powiększyć - kliknij w zdjęcie)
Zobacz też: